piątek, 27 kwietnia 2018

Rozdział 1 - Sezon przeziębień

Księżyc tego wieczora był wyjątkowo duży i niezwykle jasny.
Aneta zauważyła to, gdy stanęła przed oknem, by zasunąć zasłony. Patrzyła jak szare chmury suną wolno po granatowym niebie przykrywając księżyc. Szkoda, że nie było widać gwiazd. Myślała, że może ten nocy uda jej się je dojrzeć. Było to zdecydowanie niemożliwe w takim zatłoczonym mieście, świecącym nocą jak choinka bożonarodzeniowa.
Usiadła z powrotem okrakiem na taborecie i chwyciła pędzelek w dwa palce. Zanurzyła go w pudrowej farbie zmieszanej na pokrywce po lodach, której używała jako palety, i subtelnymi ruchem przejechała nim po płótnie. Odchyliła głowę do tyłu, by przyjrzeć się różowym ustom, które właśnie namalowała. Wyraźnie odcinały się na tle niemal białej twarzy na obrazie. Przygryzła wargę i wróciła do malowania.
Z małych głośników podłączonych do laptopa popłynęły pierwsze nuty House of the Rising Sun, zaczynając tym samym po raz drugi odtwarzać tę samą płytę. Od czasu do czasu zerkała na przyczepione pinezką zdjęcie wiszące na regale, na którym się wzorowała, ale równie dobrze poradziłaby sobie i bez niego. Malowała w końcu portret swojej przyjaciółki. Znała każdy szczegół jej twarzy na pamięć. Zamknęła oczy i przywołała widok Leny w wyobraźni. Jej lekko zadarty mały nosek usiany piegami, który tak śmiesznie marszczyła, kiedy była zdenerwowana. Piwne oczy otoczone wachlarzem czarnych jak smoła rzęs. I te błyszczące od pomadki wydatne usta...
- Anetko?
Drgnęła nerwowo. Odwróciła się spanikowana w stronę otwartych drzwi pokoju, w których stanęła jej mama, Sylwia. Aneta się rozmarzyła, że nawet nie zauważyła, kiedy przyszła. Czuła, jak na jej policzki występuje rumieniec.
- Co jest?
Odłożyła pędzel i paletę na podłogę wyłożoną gazetami na czas malowania. Nie chciała zachlapać nowych desek.
- Zrobiłam ci herbaty - jej mama uniosła kubek z bałwanki. Powoli postawiła go na biurku. Omiotła spojrzeniem bałagan na nim panującym, zatrzymując się dłużej na kolejnej kolorowej plamie zdobiącej jasny blat.
- Więcej farby się rozlać nie dało?
- Nie rozlałam jej - Aneta się oburzyła.
Kobieta westchnęła głęboko, wyraźnie powstrzymując się od kolejnego zgryźliwego komentarza, za co jej córka była wdzięczna. Nie chciała znowu zaczynać bezsensownej dyskusji na temat poszanowania mebli.
Niedawno się wprowadzili do nowego mieszkania w jednym z tych nowoczesnych osiedli nieopodal centrum miasta. Może i było ładne, ale panowała tu niemal sterylna czystość i Aneta chciała chociaż swój pokój uczynić bardziej przytulnym, skoro miała w nim spędzać dwie trzecie swojego czasu przez następne kilka lat. Meble były wprawdzie z poprzedniego mieszkania, ale nadal czuła, że czegoś brakuje. Pod ścianami wciąż stały nierozpakowane pudła z różnego rodzaju bibelotami, książkami i pluszakami, których nie potrafiła się pozbyć. Nie mogła znaleźć czasu, by je rozpakować. Wcale się nie dziwiła, w końcu każdą wolną chwilę poświęcała malowaniu.
- Powinnaś zrobić sobie przerwę - powiedziała mama. Nawet nie spojrzała na portret. Nie widziała postępu, nie zwróciła uwagi na efekty pracy córki. Nie obchodziło jej, co maluje Aneta. Mówiła to wyłącznie z zasady.
- Mhm - odmruknęła Aneta, nie odrywając wzroku od płótna. W końcu mama wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi, więc dziewczyna mogła odetchnąć. Wzięła do ręki pędzel i wróciła do pracy. Skupiając się tylko na malowaniu, czuła się prawie jak w domu.

***

Nacisnęła dzwonek i odsunęła się na środek półpiętra. Huśtała się na piętach, czekając aż ktoś otworzy i oprawiła pasek od białej torby. Po chwili po drugiej stronie przez maleńką szybkę zauważyła ruch cienia i usłyszała przekręcany zamek.
- Hasło proszę - dobiegło ją zza drzwi.
- Przyniosłam czekoladę, czy to wystarczy?
Drzwi otworzyły się i Aneta mogła w końcu wejść do środka. Dziewczyna, która ją wpuściła już zniknęła za zakrętem prowadzącym do kuchni. Aneta zdjęła buty, odwiesiła kurtkę i podążyła za nią.
Lena, jej najlepsza przyjaciółka z gimnazjum, krzątała się przy blacie kuchennym, zaparzając herbatę.
- Malinową, jeśli masz - podpowiedziała jej Aneta, widząc zmarszczone brwi przyjaciółki, gdy tak wpatrywała się w głąb szafki.
- Wiem - Lena zaśmiała się cicho w odpowiedzi. Odgarnęła kosmyk rudych loków za ucho, który nieustannie opadał jej na oczy. - Specjalnie kupiłam nowe opakowanie, gdy usłyszałam, że przyjdziesz. Tylko ty u nas taką pijesz.
Elektryczny czajnik pstryknął cicho. Lena zalała torebkę herbaty wrzącą wodą i zaniosła kubek do swojego pokoju. Usiadły obie na łóżku i pomieszczenie wypełniła atmosfera zgodnego milczenia. Aneta wyjęła z torby płótno szczelnie owinięte folią bąbelkową i wręczyła je przyjaciółce, która wyraźnie się rozpromieniła na widok podarunku.
- Już skończyłaś? - zapytała, nie kryjąc podziwu. Aneta skinęła głową, pozwalając by długie włosy przysłoniły jej twarz, na której teraz widniał pokaźny rumieniec. - Jak zawsze niezawodna. Mogę teraz obejrzeć?
- Oczywiście - przytaknęła szybko. Nie wyobrażała sobie tego inaczej. Chciała jak najszybciej wysłuchać wszystkich uwag, jakie Lena miała jej do zarzucenia. Chociaż przyjaciółka zawsze kiwała głową z aprobatą na widok malunków Anety, nie szczędząc jej głośnych pochwał, nie mogła nic poradzić na kiełkujący w niej niepokój. A co jeśli tym razem Lenie się nie spodoba? Co, jeśli wyszło nie tak, jak powinno? A co jeśli...
- Łał - wyrwało się rudowłosej. Trzymała obraz w wyprostowanych ramionach na wysokości twarzy i wpatrywała się urzeczona ze własną twarz uwiecznioną na portrecie. - Stara to jest... łał po prostu. Zarąbiste.
Aneta marzyła, by zwinąć się w kulkę. Pokręciła biodrami, poprawiając się na pościeli i "przypadkiem" ocierając się ramieniem z Leną.
- Powieszę to sobie nad łóżkiem i będę jej wysyłać codziennie całusy na dobranoc - Lena roześmiała się z własnego żartu. - Nie wiem, czy mamy wiertarkę, ale chyba młotek i gwóźdź powinny zdać egzamin, co myślisz?
Zwróciła się do Anety, a ta zachłysnęła się powietrzem.
- Naprawdę zamierzasz to powiesić? - zapytała z niedowierzaniem.
- Oczywiście - odparła Lena. - Może niekoniecznie nad łóżkiem, ale powieszę. Tak się napracowałaś, że aż żal, żeby się kurzyło gdzieś wetknięte w szafę, prawda?
Aneta schowała twarz w ramionach, umierając z zażenowania, czemu towarzyszył perlisty śmiech rudowłosej.
Reszta czasu upłynęła im głównie na rozmowie na przeróżne tematy. Od tego, co się działo w domu i w szkole, po różne pierdoły kompletnie niezwiązane z niczym. W pewnym momencie przeniosły się do niewielkiego salonu i zasiedziały się przed telewizorem, oglądając włoskie telenowele, co chwila komentując oklepane schematy i po cichu kibicując bohaterom. Gdy Aneta musiała wyjść do łazienki, usilnie starała się ignorować widok piętrzących się pustych butelek po winie i piwie, zalegających w kuchni za drzwiami. Zobaczyła je tylko dlatego, że wcześniej je zamknęły. Wracając do salonu, potrząsała głową, wymazując scenę z pamięci.
Aneta wiedziała, że Lenę wychowywała tylko mama, choć ta przez całe trzy lata ich znajomości, nigdy nie wspominała o swojej sytuacji rodzinnej. Aneta nie miała więc pojęcia, że chociaż jej przyjaciółka zawsze chodziła zadbana, w modnych i dobranych ubraniach, tak naprawdę musiała oszczędzać każdy grosz. Wszystko przez te puste szklane butelki.
Lena nigdy nie narzekała na alkoholizm jej matki, dopóki ta się o nią troszczyła. Nie miała skrajnych przypadków. Nie musiała odbierać zlanej w trupa mamy z komisariatu, albo wciągać ją siłą za drzwi, gdy półprzytomna siedziała na schodach klatki. Nigdy też nie otrzymała skargi od sąsiadów.
Po prawdzie Lena uważała, że wcale nie ma tak źle. Niektórym powodzi się znacznie gorzej.
Dlatego pozwoliła w spokoju matce opłakiwać męża, zmarłego tuż po urodzeniu się Leny. Wiedziała, że trwająca 15 lat żałoba nigdy się nie skończy. Nie ważne jak pogodna wydawała się jej matka, były noce, gdy płakała jak dziecko, przyciskając poduszkę do twarzy by zagłuszyć szloch.

- Fajnie, że przyszłaś - przyznała Lena. Stała oparta o ścianę i patrzyła, jak Aneta sznuruje buty. W końcu zaczęło się ściemniać, więc musiały się rozstać. - Trochę się już zaczynałam nudzić.
- Trochę? - Aneta uniosła sceptycznie brew, na co ruda zachichotała cicho. Na dźwięk śmiechu przyjaciółki, poczuła dziwny ścisk w żołądku. Wstała czym prędzej. - Twoja mama kiedy wraca?
Lena momentalnie spochmurniała. Wzruszyła niedbale ramionami, starając się przybrać znudzony wyraz twarzy, co średnio jej wychodziło.
- Nie wiem. Pewnie znowu w środku nocy.
- Jeśli chcesz...
- Nie - Lena urwała gwałtownie. Wiedziała, co Aneta chciała powiedzieć. Znowu proponowała jej wspólną noc u siebie w domu. Mogła przystać na propozycję, ale jej matce z pewnością nie spodobałby się widok pustego mieszkania, gdy w końcu zdecyduje się wrócić. W efekcie Lena czatowała często do późna, czekając na rodzicielkę. - W porządku. Poradzę sobie, jak zawsze.
Aneta odchrząknęła znacząco. Nie powinna poruszać tego tematu.
- No dobra. To do poniedziałku.
- Do poniedziałku.
Zbliżał się koniec wolnego i musiały wrócić do szkoły. Obie wolały jeszcze się obijać w domu przez kilka dni, ale nie było na to rady. Za dwa dni szkolna rutyna zacznie się od początku i trwać będzie aż do przerwy świątecznej, której każdy uczeń niecierpliwie wyczekiwał.
Objęły się ramionami na pożegnanie i Aneta wyszła z mieszkania na klatkę schodową. Poprawiła pasek od pustej torby i zaczęła schodzić ze schodów. Wyszła z klatki schodowej wprost w istną ulewę. "O rany", pomyślała. Spojrzała tęsknie w okno mieszkania Leny. Dopiero co stamtąd wyszła, głupio jej było teraz wracać z pytaniem, czy może przeczekać deszcz. Zapięła zamek kurtki, skuliła się i pobiegła do domu, starając się omijać potoki wody płynącej rynsztokiem oraz powiększające się kałuże.
Choć wydawało się to niemożliwe, gdy tylko wróciła do domu rozpadało się jeszcze mocniej. Stała przed oknem w przemoczonych ubraniach i patrzyła jak niebo z pomarańczowego przechodzi w coraz ciemniejszy granat, aż w końcu chmury przykryły cały horyzont i zapadła ciemność.
Potem w radiu usłyszała, że zła pogoda miała się utrzymać jeszcze przez jakiś czas. A więc sezon przeziębień czas zacząć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz