piątek, 27 kwietnia 2018

Rozdział 2 - Instrukcja obsługi

- Apsik!
- Na zdrowie. Jeju, to już piąty raz podczas tej przerwy. Przeziębiłaś się?
Aneta spojrzała sceptycznie na siedzącego obok niej Juliana. Pochylał się nad książką od historii i wyglądał, jakby nie istniało na świecie nic ważniejszego od rewolucji francuskiej.
- Zdecyduj się czy się uczysz, czy liczysz ile razy kichnęłam w ciągu ostatnich osiemnastu sekund.
- Dlaczego osiemnastu? - nareszcie podniósł wzrok znad tekstu. Aneta wzruszyła ramionami.
- Tak mi się powiedziało. A co, masz coś do osiemnastki?
Julian wyszczerzył zęby w rozbrajającym uśmiechu, zupełnie jakby właśnie przyznał się do wysadzenia mikrofalówki i był z tego bardzo dumny.
- W żadnym bądź razie. Powiem więcej, to moja ulubiona liczba.
- Naprawdę? - Aneta uniosła brwi. Ulubioną liczbą zazwyczaj zostawała siódemka lub trójka, nie żeby był ku temu jakiś logiczny powód. Naukowcy z całego świata nadal spierali się nad symbolicznym znaczeniem tych cyfr. Nie była nawet pewna, czy sama ma jakąś...
- Wkręcam cię. Rany, ale ty jesteś naiwna, słowo daję, jeszcze trochę i uwierzysz mi, że znalazłem sobie dziewczynę.
- W to akurat nigdy nie uwierzę - odparła, siląc się na ironię.
Julek przewrócił swoimi niebieskimi oczami. Mieli właśnie dwudziestominutową przerwę. Siedzieli w szkolnej bibliotece i oboje udawali, że się uczą do dzisiejszych poprawek. Wprawdzie to tylko Julek miał się uczyć, Aneta dotrzymywała mu tylko towarzystwa. Był beznadziejny z historii. Z historii, na litość boską! Zawsze się zastanawiała jak to się stało, że w ogóle zdał w tamtym roku.
Ich własną tradycją stało się zabijanie czasu na każdej przerwie przy stoliku pomiędzy regałami książek. Nikogo oprócz nich (i bibliotekarki grającej w pasjansa na komputerze) tu nie było. Aneta lubiła nazywać do ich własną bezpieczną przystanią, ale nigdy nie przyznałaby się do tego przed Julkiem. I tak miał ją za przybysza z Marsa, który nie potrafi się zintegrować z gatunkiem ludzkim.
- Dlaczego uważasz, że nigdy nie będę mieć dziewczyny? - zapytał.
"Bo jesteś sobą" - chciała powiedzieć, ale w porę ugryzła się w język.
- No, dlaczego? - dopytywał. "Jezu, daj mi spokój, po prostu się z tobą droczyłam." Zamknął podręcznik szybkim ruchem i oparł łokcie na okładce. Zapatrzył się w twarz Anety, a ona poczuła jak robi się czerwona. Nie lubiła, gdy ktoś się w nią wpatrywał tak uważnie, jakby mógł wyczytać z wyrazu jej twarzy wszystkie sekrety. W ogóle nie lubiła, gdy ludzie na nią patrzyli.
- No bo... - zacięła się. Naciągnęła rękawy koszuli na nadgarstki.
Lena by powiedziała, że to dlatego, że nie wygląda na zainteresowaną płcią piękną. Potem znów ta dwójka zaczęłaby się sprzeczać. Co jakiś czas na nowo odbywali tę samą rozmowę.
- Jego ideał dziewczyny jest w 2D - mówiła Lena. Nie było dnia ani godziny, gdy nie nabijała się z tego hobby. Dla postronnego obserwatora wyglądało to tak, jakby nie robili nic poza kłóceniem się. Aneta jednak wiedziała swoje.
Zapipkał telefon. Julian podniósł go, by odczytać esemesa, tym samym kończąc rozmowę. Aneta wzięła jego książkę i zaczęła zaznaczać fragmenty, które były na sprawdzianie.
- Apsik!
- Na zdrowie - odpowiedział automatycznie, nie odrywając wzroku od ekranu. Zgrało się to z drugim głosem dobiegającym od drzwi.
- Przeziębiłaś się?
Lena podeszła do nich, taszcząc w rękach pokaźnych rozmiarów kartonowe pudło. Postawiła je z cichym westchnieniem na stole obok nich.
- Szósty - mruknął Julek do siebie. W końcu odwrócił wzrok od telefonu i spojrzał na nowo przybyłą. Dzisiaj była ubrana w czarne dżinsy i dobraną do nich czerwoną bluzkę. Usta jak zwykle pomalowała różowym błyszczykiem. Gdy odgarniała swoje czerwone włosy, był niemal pewien, że widział migoczące gwiazdki wokół jej głowy.
Aneta trąciła przyjaciela kolanem, żeby zamknął buzię i przestał się wpatrywać w Lenę jak w obrazek.
- O cześć, nie wiedziałam, że też tu jesteś - Lena dopiero teraz zauważyła jego obecność. Rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu, wypatrując kogoś. - Pani Aniu?!
Kobieta siedząca przy komputerze podniosła się z jękiem.
- Jestem, nie krzycz. To są te książki, które chciałaś oddać?
Lena przytaknęła ochoczo. Obie zabrały się za rozpakowywanie pudła i segregowaniem książek na gatunki. Julian porzucił telefon, zagarnięty do pracy przez bibliotekarkę jako tania siła robocza. Miał jednak zerowe pojęcie o literaturze i tylko dokładał im pracy.
- W którym miejscu to wygląda jak atlas geograficzny?
- No tutaj, zobacz, na tej stronie jest taka mapka...
Aneta stęknęła i starała się ich ignorować.

***

Głośny protest rozległ się w klasie wraz z pierwszymi słowami nauczyciela o niezapowiedzianej kartkówce. Lena osunęła się pokonana na blat ławki. Najgorzej. Zmarnowała całą długą przerwę na układanie książek w bibliotece, a mogła chociaż powtórzyć materiał z poprzedniej lekcji. "Głupia, głupia!" Przecież wszyscy wiedzą, że Miazek szczególnie ubóstwiał przywilej torturowania gimnazjalistów niezapowiedzianymi kartkówkami. Uczniowie mozolnie wyrywali wolne kartki i wertowali zeszyty starając się zapamiętać jak najwięcej, dopóki nie zacznie się prawdziwa rzeź niewiniątek.
Aneta, siedząca obok niej, w skupieniu skubała skórki przy paznokciach.
- Umiesz? - rudowłosa wybałuszyła na nią oczy. Ta przytaknęła, nie przerywając zajęcia.
- Uczyłam się w domu.
"I wszystko jasne." Lena zawsze z zazdrością patrzyła jak szatynka była przygotowana do prawie każdej lekcji. I to w dodatku "z nudów", jakby nie miała nic lepszego do roboty. Lena zawsze wynajdowała sobie jakieś zajęcie, byle by tylko nie zaglądać do książek.
Potem pan Miazek zaczął dyktować zadania i w klasie zapadła martwa cisza, przerywana jedynie przez uczniów, którzy szeptem przekazywali sobie odpowiedzi. Nauczyciel chrząkał znacząco za każdym razem, gdy coś usłyszał. Zdarzało się to jednak rzadko, ponieważ zadawał się niedosłyszeć. Z tego powodu raz mówił albo za cicho, albo za głośno.
- Uwziął się na mnie, mówię ci - skomentowała Lena po oddaniu własnej kartki. - Cały czas się na mnie patrzył, jakbym mu matkę zabiła.
Aneta zmierzyła ją spojrzeniem. Przecież wszyscy w klasie wiedzieli, że Lena podejrzewa każdego nauczyciela o wrodzoną wrogość do jej osoby. Wzruszyła jedynie ramionami.
- Łańska Aneta - nauczyciel powiedział niecierpliwie.
- Jest - odburknęła. Już ją czytał, ale chyba jej nie usłyszał.
Przez resztę lekcji bazgrała po ostatniej stronie zeszytu, a Lena bez większego zainteresowania wpatrywała się spadające za oknem krople deszczu. Obie robiły wszystko, by zignorować wykład pana Miazka. Na kartkówkę zmarnowali 15 minut lekcji. Jeszcze poł godziny. Pół godziny i wszyscy będą mogli iść do domu, gdzie zajmą się robieniem ciekawszych rzeczy niż fizyka.
Dzwonek w końcu zadzwonił i zaczęli pakować swoje rzeczy do plecaka. Rozległo się szuranie krzeseł. Nieliczne "do widzenia" i skrzypienie otwieranych drzwi. Rozgorączkowane głosy na korytarzu.
Szatynka owinęła szalik wokół szyi i zarzuciła plecak na ramię. Czekała cierpliwie, aż Lena sama upora się ze swoja kurtką i będą mogły wyjść z budynku. Po drodze pożegnały się z Julkiem, który czekał na nieszczęsne poprawki. Aneta miała nadzieję, że zapamiętał cokolwiek z tego, czego "uczył się" na przerwach. Idąc razem pod jednym parasolem, zaczęła się wsłuchiwać w głos swojej przyjaciółki, gdy ta opowiadała jej o najróżniejszych rzeczach. Prawdopodobnie Lenie nie przeszkadzała małomówność Anety i jej lakoniczne odpowiedzi, dopóki miała się komu wygadać. Aneta też nie widziała w tym problemu. Lubiła słuchać jej głosu.
Rozstały się na przejściu dla pieszych i każda poszła w swoją stronę. Zwykle szły razem jeszcze kawałek, aż do sklepu, ale Aneta musiała ponoć dokupić jakąś farbę. Zużywała je we zastraszającym tempie. Lena nie podzielała jej pasji do malowania. Przez całe swoje życie używała mniej farb, ile Aneta w ciągu miesiąca.
Gdy dotarła do domu, Lena zatrzasnęła za sobą drzwi i, dając znak o sobie, rzuciła w przestrzeń
- Wróciłam!
Odpowiedziała jej cisza. "No tak. Matki jeszcze nie ma w domu. W czwartki zawsze miała drugą zmianę." Złożyła parasol. Rzuciła plecak pod ścianę i usiadła przed telewizorem. Włączyła pierwszy lepszy kanał i zasłuchała się w głos spikera. Nawet nie troszczyła się o rozpakowanie plecaka. Lekcje mogła zrobić później, skoro w domu nie było nikogo, kto mógłby ją zmusić.
Siedziała tak dopóki na dworze nie zrobiło się ciemno i musiała zapalić lampę. Nie lubiła siedzieć w ciemności, gdy jedynym źródłem światła był jarzący się telewizor. Potem strasznie bolały ją oczy.
Właśnie wtedy usłyszała charakterystyczne dźwięki garnków. Wychyliła głowę z salonu na korytarz i zauważyła drugą parę damskich butów, ustawionych pod szafką.
- Mamo? - krzyknęła. Jak to się stało, że wcześniej nie usłyszała, że ktoś się kręcił po mieszkaniu?
Odpowiedź nadeszła z kuchni.
- Cześć.
- Cześć. Co ty robisz?
Matka Leny, Justyna, stała przy blacie tonąc w mące i płynnym cieście. Otrzepała ręce nad zlewem i uścisnęła córkę. Podobnie do Leny, miała długie kasztanowe włosy, chociaż bardziej matowe i zniszczone. Na bladych dłoniach wyraźnie odcinały się ślady choroby skóry.
- Wzięłam dzisiaj wolne, aby zdążyć na umówioną wizytę u lekarza - wytłumaczyła córce swoją obecność w mieszkaniu. - Wzięłam się za obiad. Pewnie jesteś głodna, prawda?
Lena stała oparta o framugę i patrzyła jak Justyna sprawnie przemieszcza się po maleńkiej kuchni, jednocześnie gotując zupę i pilnując skwierczącego oleju.
- Mamo... - zaczęła, gdy usiadły przy stole. Z tyłu wciąż dobiegał cichy szum schładzającego się piekarnika, bo tym jak przypaliły kurczaka. Kobieta odwróciła wzrok od recepty na leki i spojrzała na córkę. Lena zobaczyła cienie pod jej oczami i w jednym momencie straciła apetyt. - Młotek i gwoździe. Mamy jakieś?
- Nie mam pojęcia. Może gdzieś w piwnicy? Do czego potrzebujesz?
- Aneta namalowała dla mnie obraz i chciałam go sobie powiesić.
Justyna wyraźnie się ożywiła. Razem z Leną zeszła później do piwnicy i dzielnie broniła córkę przed pajęczynami, oblepiającymi wszystkie ściany.
- Poradzisz sobie sama? - zapytała, podając córce zakurzoną wiertarkę i woreczek z gwoździami. Miała we włosach pajęczynę, której zdawała się nie zauważać. Lena odparła, że chce sama to zrobić i zaszyła się w swoim pokoju.
Przygryzła wargę. Nigdy nie musiała używać takich rzeczy, nie miała pojęcia od czego zacząć. Powinna najpierw wybrać miejsce, w którym powiesi obraz, prawda? Rozejrzała się po pomieszczeniu. Wprawdzie wcześniej powiedziała, że portret zawiśnie nad jej łóżkiem, ale nie widziała go w tamtym miejscu. W końcu zdecydowała się, że będzie pasować nad biurkiem. Stanęła na krześle i zaznaczyła iksem punkt na ścianie. To było łatwe.
Zważyła wiertarkę w dłoni. Może jednak powinna poprosić o pomoc?
Dlaczego Aneta do portretu nie mogła dołączyć instrukcji obsługi wieszania go?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz